Dzisiaj wydarzyło się tyle, że niektórzy z nas (czyt. pracownicy) rozważają popołudniową drzemkę. Zanim jednak udamy się w objęcia Morfeusza, czas na krótkie podsumowanie.
Przeżyliśmy ciastkowy armagedon – nasza sala zamieniła się w pole bitwy z mąką, cukrem i kreatywnością. Powstały ciastka tak dobre, że sąsiedzi zaglądali przez okna z prośbami o chociażby przepis.
Gdy tylko uporaliśmy się z mąką – stoły zostały opanowane przez kartonowe zoo. Były gąsienice, łabędzio-bociany, krokodyle (które okazały się jednak samochodami), masa owadów i nowoodkrytych gatunków. Kreatywność + wytłaczanki + farby i druciki = nieprzewidywalność.
Dzieci uczestniczyły też w tradycyjnym tańcu na gazetach – czyli jak zmieścić się na powierzchni mniejszej niż kartka i nie stracić godności… Niektórym się udało.
Podczas tradycyjnych gier i zabaw zespołowych przypomnieliśmy sobie, że współpraca to podstawa… O ile ktoś nie zapomni zasad po 30 sekundach. Ale to też nie szkodzi – ważne, że uczestnicy kończyli zabawy z uśmiechem.
